Patron
Mieli po kilkanaście lat, a nawet mniej. Zamiast zabawy w ciepłym, przytulnym pokoju wybrali nocne warty, służbę w okopach w śniegu i błocie. Bez rodziców, samotnie czuwali z karabinem w ręku na placówkach. Lwowskie orlęta – ukochane dzieci swego miasta. Na ich grobach na cmentarzu Orląt zawsze leżą kwiaty i palą się znicze. Do nieba płynie modlitwa za bohaterów, którzy zginęli za Polskę.
Lwów był prastarym polskim i katolickim miastem, urzekająco pięknym, bogatym w zabytki, dzieła sztuki i ducha. Miastem semper fidelis – zawsze wiernym, które najdzielniej broniło Polski. Lwów nigdy się nie poddawał. O jego mury rozbijały się najazdy Tatarów, Turków… Żyli tu obok siebie w zgodzie Polacy i Ukraińcy, szanując się nawzajem. Tak było do 1 listopada 1918 r.
Tego dnia rano lwowiacy obudzili się jakby w innym mieście: Ukraińcy zajęli Lwów. Zaskoczeni Polacy natychmiast podjęli obronę. Niestety, nie mogli liczyć na szybką pomoc z innych części kraju, bo wtedy jeszcze nie było niepodległej Polski. Musieli więc sami się zorganizować. Nikt nie miał wątpliwości: trzeba odzyskać Lwów dla Polski! To nic, że mieszkańcy mieli niewiele broni, a jeszcze mniej doświadczenia, jak się z nią obchodzić. Najważniejsze, że były gorące serca pałające miłością do Ojczyzny. Ponieważ dorośli przebywali na innych frontach – wciąż trwała pierwsza wojna światowa – w zaszczytnym obowiązku walki o wolność i niepodległość postanowili zastąpić ich najmłodsi mieszkańcy Lwowa.
Do szeregów obrońców pospieszyły lwowskie dzieci, nazwane Orlętami. Dumne i wolne jak te królewskie ptaki. To oni rzucili hasło: Nie damy Lwowa! Ten pomysł mógł wydawać się szalony: dzieci miały zmierzyć się z zaprawionymi w bojach żołnierzami ukraińskimi, świetnie uzbrojonymi, z doświadczonymi dowódcami. Czy to się mogło udać? Tak, bo Orlęta oddały swoje życie Panu Bogu, jedynie w Nim pokładając ufność i nadzieję. Zanim młodzież polska wzięła do ręki broń, udała się do jednego z kościołów. Chłopcy i dziewczęta gorąco modlili się, by Pan Jezus przyjął ich ofiarę z samych siebie w zamian za uwolnienie Lwowa. Czy Niebo może odmówić takiej prośbie? Nie. Za taką ofiarę Pan Bóg zsyła wielkie łaski, daje moc, która jest ponad karabiny i armaty. Tak było i tym razem.
Uczniowie, studenci tłumnie pospieszyli w szeregi obrońców. Poszli uczniowie w mundurkach szkolnych, studenci, ale także słynne lwowskie batiary – dzieci ulicy od najmłodszych lat zarabiające na chleb. Wesołe to, płatające psikusy i zawsze radosne towarzystwo. Wszędzie ich było pełno. Po kryjomu wymykali się z domów, nie pytając rodziców o zgodę. Jeszcze niedawno sami bawili się ołowianymi żołnierzykami, z wypiekami na twarzy czytali o polskich bohaterach – rycerzach, hetmanach, wodzach. A teraz sami stanęli w obronie ukochanego miasta.
Najmłodszy obrońca Lwowa miał 9 lat, siedmiu – po 10, trzydziestu trzech – po 12, siedemdziesięciu czterech – po 13, stu dwudziestu siedmiu – po 14, sześciuset czterdziestu jeden – po 15-16, i pięćset trzydziestu sześciu – po 17 lat. Jurek Bitschan – 14 lat. Symbol wszystkich Orląt – i tych znanych z nazwiska, i tych bezimiennych. Wychodząc z domu, napisał: „Kochany Tatusiu, idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę na tyle siły, by móc służyć i wytrzymać. Obowiązkiem moim jest iść, gdy mam dość sił, a wojska brakuje ciągle do oswobodzenia Lwowa. Z nauk zrobiłem już tyle, ile trzeba było. Jerzy”.
Walczył w pierwszym szeregu. Został trafiony dwiema kulami na cmentarzu Łyczakowskim, tuż przed nadejściem odsieczy dla Lwowa. W tym samym czasie mama Jurka walczyła na innym odcinku jako komendantka Ochotniczej Legii Kobiet. Tadzio Jabłoński – 14 lat. On też uciekł z domu, by dołączyć do obrońców Lwowa. Bił się jak bohater. Szedł zawsze w pierwszym szeregu, nawet bez rozkazu, gdyż jak mówił kolegom, „chciałby być jak najbliżej mamy”, która została w części miasta zajętej przez Ukraińców. Już nigdy jej nie zobaczył na ziemi. Zginął od kuli 18 listopada. Antoś Petrykiewicz – 13 lat. Był uczniem drugiej klasy gimnazjum. Walczył na Górze Stracenia – na placówce szczególnie mocno atakowanej przez wroga. A potem poszedł ze swoim dowódcą bronić Persenkówki. Tam został ciężko ranny. Zmarł po trzech tygodniach cierpień w szpitalu.
Obok chłopców – dziewczęta. Helenka Grabska – uczennica, poległa razem ze swoim bratem Jankiem. Janeczka Prus-Niewiadomska zginęła, ratując rannego żołnierza.
Orlęta nie tylko walczyły ramię w ramię z dorosłymi. Były doskonałymi łącznikami – przenosiły meldunki, rozkazy, sprawdzały pozycje wroga. Dzięki ich odwadze i męstwu odzyskano najpierw część miasta, a 23 listopada, po nadejściu odsieczy, cały Lwów. Jako jedyne miasto w Polsce został odznaczony orderem Virtuti Militari – za niespotykane męstwo i dzielność. Poległym w walce Lwowskim Orlętom Polacy wystawili przepiękny cmentarz, z rzędami jednakowych mogił, z kolumnadą, przez którą biegnie napis: „Polegli, abyśmy żyli wolni”. Bezimienne Lwowskie Orlę spoczywa natomiast w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, wzniesionym w hołdzie wszystkim obrońcom Ojczyzny.